Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

myślał sobie:
— Co on u dyabła mieć może? Ukrył twarz i zmienił głos do niepoznania. To jasne, lecz nie wiem, w jakim celu to robi.
Łatwo było można tak zapytać, lecz nie było łatwo odpowiedzieć. Podczas gdy Laridon daremnie przemyśliwał nad rozwiązaniem zagadki, Rodille otworzył drzwi i wprowadził gościa do innego gabinetu. Człowiek z kabryoletu rzucił się na fotel, a potem począł oglądać firanki i obrazy na ścianach. Po chwili przemówił:
— Nie źle, wcale nie źle. Bardzo pięknie. Myślałby kto, że się tu znajduję w budoarze jakiej kobiety a nie w biórze agenta do rozmaitych interesów. Jestem zdumiony.
— Ten gabinet ma całkiem odrębne znaczenie. Tu się zdybują ci, którzy w przyszłości mają się stać małżonkami. Dla tego ten gabinet jest tak urządzony. Ale raczy pan darować, mój czas jest policzony. Pozwól mi pan przeto, abym go zapytał, co go do mnie sprowadza.
— Ja także niczego innego sobie nie życzę, lecz zachodzą takie okoliczności, które prostą, krótką drogę poniekąd utrudniają.
— A to dla czego?
— Dla rozmaitych powodów. Zresztą przyszedłem tu i znalazłem wszystko tak, jak mi powiedziano o panu.
— A! mówiono o mnie!
— Tak, lecz nie osobiście o panu, ale o dyrektorze kancelaryi do rozmaitych interesów, na ulicy