Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powiedzieć, co go do nas sprowadza, a wtenczas dotyczący sam jeden będzie z panem konferował.
— Rozumiem — odpowiedział nieznajomy.
— Jeźli się rozchodzi o małżeństwo, proces, pożyczkę lub spadek, to prosimy to objawić. Mów pan i bądź pewny, że nikt na świecie lepiej od nas panu nie usłuży.
— Rozchodzi się o małżeństwo.
— Bardzo dobrze — rzekł dawniejszy tandeciarz — to należy do mego pana kolegi. Możemy panu przedstawić dziedziczki znacznych majątków, panny milionowe.
— Dziedziczka już jest, przerwał nieznajomy — i małżeństwo już zawarte.
Laridon powstał z najgłupszym wyrazem na świecie i rzekł chłodno:
— Ależ mój panie! Jeżeli dziedziczka już jest i małżeństwo zostało zawarte, to ciekaw jestem bardzo, co my w takim razie możemy.
— Powiem to temu panu, do którego to należy — odpowiedział nieznajomy — a ponieważ tu chodzi o rzecz bardzo ważną, życzyłbym więc sobie pomówić z nim sam na sam, ale nie w tym pokoju, gdzie pół tuzina młodych ludzi słyszeć nas może.
Na te słowa powstał Rodille i rzekł:
— Będę miał zaszczyt zaprowadzić pana do osobnego gabinetu, który wyłącznie dla spraw małżeńskich urządziliśmy. Tam będziemy sami i ręczę za to, że nas nikt słyszeć nie będzie.
Gdy Rodille tak mówił, Laridon stał jak wryty, bo nie poznawał głosu swego kolegi. Laridon po-