Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rozwarłszy drzwi szeroko, wszedł do pierwszego pokoju kancelaryi Rodillego, gdzie biedni pisarze pracowali. Na widok przybyłego gościa, tak świetnie przybranego zdumieli się biedacy.
Tylko Paweł Mercier pozostał obojętnym wobec człowieka, który wydał mu się nie inaczej, jak figurą z żurnalu mody wyciętą. Mercier zapytał krótko:
— Czego pan sobie życzy?
Tak zagadnięty gość uzbroił swe oczy w złoto oprawne binokle przypatrzył się mówiącemu z uwagą, a potem rzekł przewlekle i z lekceważeniem:
— Gdzie jest dyrektor tej kancelaryi?
— Panowie dyrektorowie są we własnym gabinecie.
— A! jest ich dwóch! Czy rychło mogę się z nimi rozmówić?
— Sądzę, że można zaraz, ale wprzód zobaczę.
Paweł oddalił się, ale za chwilę jawił się znowu i przemówił:
— Proszę wejść.
Gość w tej chwili zniknął za drzwiami gabinetu, gdzie Laridon siedział na swem zwykłem miejscu przy biurku zawalonem stosami papierów. Rodille siedział przy innym stoliku, podobnie mnóstwem aktów zarzuconym. Oczy miał przysłonięte zielonym daszkiem, co było jego zwyczajem, gdy przybywał jaki nieznajomy. Mając oczy tym sposobem przysłonięte, mógł każdego badać, nie narażając swej własnej osobistości na podobne niebezpieczeństwo. W chwili, kiedy nieznajomy wszedł,