Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pewnych kroków. Spojrzała na Pawła, którego oblicze wyrażało otwartość, szczerość i niekłamane współczucie. Blanka bez wahania się zezwoliła na żądanie młodego człowieka.
— Więc podaj mi pan rękę — rzekła — i bądź mi podporą, gdy taką masz wolę.
Paweł pospieszył i począł drżeć na całem ciele, gdy poczuł dotknięcie delikatnej rączki naszej bohatyrki. Młodzi ludzie szli obok siebie nie mówiąc ani słowa, lecz uczuwali oboje niepojęte a przecież rozkoszne wzruszenie, które nadaremnie ukryć usiłowali.
Rychło znaleźli się na wąskiej ścieżce w zaroślu i tu dla skąpej szerokości ścieżki jeszcze bardziej zbliżyli się do siebie. Ręka Blanki drżała lekko na ramieniu Pawła. Przybyli do miejsca wysokiemi drzewami otoczonego. Tu było prawie zupełnie ciemno. Tu i ówdzie tylko błąkało się po ziemi światło księżyca. Statua bożka Neptuna na szczycie skały umieszczona do połowy była oblana światłem, co władcy mórz nadawało pozór fantastycznego zjawiska.
Blanka uwolniła się i usiadła na ławeczce. Paweł stanął tuż przy niej.
— Jak to miejsce jest ponure — rzekł Paweł.
— Takie jest pańskie zdanie?
— Zapewne... ta ciemność... ta statua, której groźna postać w niewyraźnych zarysach po nad nami się unosi, wszystko to wygląda bardzo ponuro.
— A przecież — odpowiedziała dziewczyna — to jest jedyne miejsce w tym ogrodzie, gdzie chę-