Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie — odpowiedziała Blanka słabym głosem — to nic.
— Lecz ten upadek?
— Jest skutkiem chwilowego osłabienia.
— Czy życzy pani sobie, abym ją zaniósł do domu?
— O nie! odpowiedziała żywo dziewczyna — chcę pozostać na dworze.
Paweł Mercier oglądnął się i ujrzał pod ścianą domu kamienną ławeczkę. Wziąwszy Blankę na ręce, zaniósł ją tam z wszelką ostrożnością.
— Czy lepiej pani teraz?
— Zdaje mi się, że tak, mój panie.
— Czuje się pani mocniejszą?
— Sądzę, że jeszcze nie.
— W takim razie nie może tu pani pozostać. Pójdę i zawiadomię doktora.
Paweł Mercier zrobił poruszenie, jak gdyby się chciał oddalić.
Blanka powstrzymała go i rzekła błagalnym głosem:
— Nie czyń pan tego, proszę cię o to bardzo.
— Ależ pani potrzebuje pomocy...
— Mylisz się pan, nie potrzebuję jej wcale.
— Czyż nie potrzeba skutecznemi środkami temu osłabieniu zapobiedz?
— Nie panie, tego nie potrzeba wcale. To osłabienie jest skutkiem niezwykłego natężenia. Kilka chwil spokoju przywrócą mi siły.
— Przynajmniej pozwól mi pozostać tak długo, dopóki jej oczekiwania nie spełnią się.