Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziwną szybkością.
W nadziei, że świeże powietrze wieczorne orzeźwi ją, wyszła z salonu do ogrodu i przechadzała się. Noc była jasna. Na niebie iskrzyły się miliony gwiazd. Księżyc świecił, że było jasno jak w dzień. Blanka oddychała chciwie świeżem, wonnem powietrzem i udała się do najbardziej oddalonej części ogrodu.
Idąc dostała nagle zawrotu głowy. Chciała się oprzeć o jaki przedmiot, lecz nie znalazłszy żadnego, zachwiała się i z jękiem padła na ziemię. Nie była zemdloną, lecz czuła się tak bardzo osłabioną, że o własnych siłach wcale się podnieść nie mogła.
W tejże chwili, kiedy Blanka na ziemię upadła, wyszedł z domu Hornera ubogo odziany mężczyzna, o szlachetnej postawie i zaufania godnych rysach twarzy. Tym mężczyzną był Paweł Mercier, którego czytelnicy w poprzednich ustępach naszej powieści poznali.
Laridon posłał Pawła do doktora z poleceniem, aby mu doniósł, że bezzwłocznie w kancelaryi Rodillego na ulicy muzealnej jawić się winien.
Posłyszawszy jęk i upadek, Paweł pospieszył na miejsce wypadku i spostrzegł Blankę bez ruchu na ziemi leżącą. Paweł wiedział o jasnowidzącej dziewczynie w domu Hornera i domyślił się zaraz, że osobą, którą spostrzegł na ziemi leżącą, żadna inna być nie może. Ująwszy tkliwie dziewczynę w ramiona przemówił uprzejmie:
— Czy nie zraniła się pani?