Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyszła z domu i znalazła się na ulicy.
Z początku uczuła jakby lęk ujrzawszy się samotną na ludnej ulicy i już chciała się wrócić, lecz bojaźliwość ta wkrótce ustąpiła. Blanka przyszła do siebie i szła dalej drogą nie zadając sobie wcale pytania, dokąd idzie i po co.
Po dwugodzinnem błąkaniu się po ulicach, stanęła przypadkiem przed portalem kościoła Panny Maryi. Uczuła jakiś niezrozumiały pociąg, który nigdy zadowolić nie mogła idąc z Hornerem, który szyderstwem zbywał jej natręctwo, jeżli kiedykolwiek objawiła chęć wstąpienia do świątyni. Teraz atoli była samą i mogła uczynić, co się jej podobało.
Podszedłszy ku bramie kościelnej oglądnęła się, lecz widząc ludzi, którzy wyłącznie tylko sobą zajęci byli, nabrała odwagi i weszła do środka. Nic nie zdoła oddać uczucia biednej Blanki, jakie nią opanowało, gdy ujrzała wnętrze tej bazyliki i odetchnęła tą wonią kadzidła napełnioną atmosferą kościelną. W kościele nie było nikogo. Tu i ówdzie gorzały lampy na ołtarzach, a przez barwne szyby okien przebijało się światło słoneczne, tajemniczo rozświecające półcień, jaki wnętrze świątyni zalegał.
Blanka była upojona. Uczucie nie do opisania zrodziło się w jej sercu, oczy zwilżyły się łzami. Uklękła pomimo woli i pochyliła głowę. Zasłoniwszy twarz rękoma, chciała się modlić, ale nie umiała. Nadaremnie usiłowała odnaleść w pamięci słowa modlitwy. Instynktowo odczuwała obecność niewidomej, wszechmocnej istoty. Chciała się do niej zwrócić, lecz była w niepewności, czyli do Pana albo