Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żywił przecież nadzieję, że jest na tropie Blanki i jej uwodzicieli i chodził po wszystkich gospodach dopytując się o podróżnych, których wedle możności najdokładniej opisywał.
W ten sposób znalazł wkrótce gospodę, w której się oni przed czterdziestu ośmiu godzinami zatrzymali i dowiedział się, że Paryżanie najęli w pobliżu morza dom oddalony od Penmarkh o pół mili. Było to wszystko, czego sobie życzył, odurzony pewnością, że wkrótce ujrzy swą narzeczoną, zapomniał o tem zupełnie, że gospodarz z kolacyą go oczekuje i chociaż dzień miał się ku schyłkowi, to jednak nie tracił ani minuty, i poszedł w kierunku Penmarkhu.
Szedł zaledwie godzinę, gdy noc nadeszła i powstała burza, która już długo groziła. Bałwany uderzały z hukiem o skały, pioruny oślepiały go co minuty, a silne wiatry groziły mu powaleniem o ziemię, lecz Mercier szedł całą noc dalej, nie wiedząc czy się do celu przybliża, czy oddala.
Gdy ranek zaświtał, ujrzał Mercier przed sobą o dwieście kroków dom, w którym poznał ów samotny, jaki mu w Guimper opisano. Nie zważając na znużenie i zimno, które go do kości przejmowało, zbliżał się z bijącem sercem szybko do niego. Drzwi były otwarte a on wszedł gwałtownie bez oddechu, lecz pierwsze jego spojrzenie padło na zimnego, zdrętwiałego trupa Fryderyka Hornera leżącego w kałuży krwi.
Paweł wydał okrzyk przerażenia, obawiał się bowiem, by doktor nie był jedyną ofiarą, zbladł i