Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

aż wreszcie wziął za znak to, że konie u wozu głowę ku Brest zwróciły i pojechał tam. Jakże mu serce biło, gdy w Lamballe właśnie wtedy gdy jego wóz się zatrzymał, zobaczył odjeżdżający dyliżans, w którym spodziewał się znaleść tak gorąco szukanych.
Pobiegł ku niemu, skoczył na stopień i spojrzał ku otwartemu oknu, lecz ku swemu przerażeniu ujrzał starego pana ozdobionego orderem i czytającego „Revue de deux mondes” który zobaczywszy wybladłe oblicze zawołał:
— A to głupiec jakiś!
Paweł uciekł i w biórze pocztowem dowiedział się, że od dwu dni nie jechał tędy żaden dyliżans. A wiec zmylił kierunek, a nieszczęśliwy mógł wracać dwadzieścia cztery mil piechotą. Na darmo wyrzucił pieniądze na drogę; robił sobie cierpkie wyrzuty, lecz najniepotrzebniejsze zostaje zawsze zwątpienie, i tak wziął on wóz aby powrócić, chociaż jego pieniądze jak śnieg na słońcu stajały.
Przybył więc znów w kierunku Guimper, z wypróżnioną kasą, wziął odważnie kij w rękę i spieszył tam z febryczną niecierpliwością. Po dwunastogodzinnym marszu, w którym zrobił piętnaście mil, zmusiło zupełne znużenie przenocować w Ploermel w tym samym pokoju, w którym przed trzema dniami Vaubaron się zatrzymał.
Mimo sen niespokojny i często przerywany wstał rano i udał się dalej w drogę. Głowa bolała go straszliwie, puls bił mocno, lecz jego ożywiała jedna tylko myśl, iść dalej walcząc usilnie z bolem; tak