Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ści i jednem ukąszeniem rozszarpał wnętrzności. Mimo tej strasznej rany nie była wilczyca niezdolną, do walki, wiła się jak wąż, tarzała się w prochu, ciągnąc w upadku i nieprzyjaciela za sobą i przez kilka minut tworzyli oboje jedną szczególną, ciągle się poruszającą masę, podobną do owych fantastycznych, przez fantazyę rzeźbiarzy średniowiecznych wymyślonych potworów.
Ta straszna walka ciągła się dalej prawie bez hałasu. Wilczyca wyła, wyżeł nie szczekał, oboje walczyli wbijając w ciało krwią zbroczone pazury.
Vaubaron stroskany o Tristana chciał jak najprędzej zakończyć tę straszną walkę zamordowaniem wilczycy, lecz w tej zbitej masie ciągle się wijącej nie mógł rozróżnić psa od wilczycy.
Blady i drżący wzruszeniem czekał końca walki z podniesionym kijem. Wreszcie po kilku sekundach uwolniła się głowa wilczycy z pazurów. Kij spadł. Koniec żelazny rozpłatał czaszkę a zwierz rozciągnął się w walce z śmiercią. Vaubaron oddalił się kilka kroków i zawołał Tristana. Pies leżał znużony w kałuży krwi, lecz miał jeszcze dosyć siły by podnieść się i przyjść do pana. Vaubaron zbadał jego rany i przekonał się z radością, że żadna z nich nie była śmiertelną.
W głębi rozwiniętej przed wzrokiem podróżnego doliny wił się strumyk. Vaubaron ułożył Tristana na słomie na przedniej części wózka i podjechał do strumyka. Wyżeł zeskoczył, napił się chciwie, i z widoczną radością w wodzie się zanurzył. Po kilku minutach przestała mu krew ciec z ran, zwie-