Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sous, za co opłacał nocleg i pożywienie.
W chwili, kiedy go znajdujemy na drodze z Ploermel, czuł się Vaubaron smutniejszym i mniej śmiałym, jak zwykle; przykre przeczucia dręczyły jego umysł, myślał on, że oczekuje go zdarzenie, które go po tylu ciosach jeszcze raz ciężką uderzy ręką.
Niespodziany wypadek oderwał go w jednej chwili od myśli o złej przeszłości. Chudy koń osiągnął nie bez trudu skalistą wyżynę, długą więcej jak ćwierć mili; biedne zwierzę stanęło samo przez się, a Vaubaron usiadł na kupie kamieni, aby mu dać czasu do odpoczynku. Tristan rozłożył się u jego stóp. Po dwu lub trzech minutach podniósł pies nagle głowę, dawał widocznie znaki niepokoju, wietrzył powietrze w kierunku pobliskiego lasku, wreszcie podniósł się z groźnym wzrokiem.
— No, Tristan, co tam takiego? — zapytał Vaubaron.
Pies nie słuchał głosu pana, a jego warczenie przybierało dziki charakter. Równocześnie wyszła z lasu wilczyca zgłodniała i schudła — mechanik zadrżał na ten widok.
— Szkaradne spotkanie — pomyślał nasz bohater i podniósł kij okuty żelazem ku obronie.
Lecz wilczyca nie uważała człowieka, widziała tylko Tristana, przyskoczyła do niego i chciała go uchwycić za gardło. Dzielnemu wyżłowi udało się jednak wymknąć przed tym pierwszym atakiem, i skoczył ku straszliwemu nieprzyjacielowi z większą zręcznością, i szczęściem chwycił ją za grzbiet i było słychać trzeszczące pod jego pazurami ko-