Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W obecnych okolicznościach było to majątkiem dla Pawła, który nie miał ani jednego sous i był literalnie bliskim śmierci głodowej. Prawdziwie boskiem zrządzeniem przyszła mu ta nieoczekiwana, niespodziana pomoc. Pojął to młodzieniec i modlitwą, z głębi serca dziękował za nią Bogu i łączył podziękowanie swemu szlachetnemu dobroczyńcy.
Noc się już zbliżała, gdy przyszedł na ulicę Amandiers-Popincourt. Nie chodziło mu już o to, by się tajemniczo przeskoczeniem muru dostać do zamkniętej przestrzeni. Postanowił stanąć przed Hornerem i prosić o swą narzeczoną Blankę, a w razie odmowy grozić mu pośrednictwem komisarza policyi.
Zadzwonił i rzekł do służącej, która wyszła:
— Chcę mówić z panem Hornerem.
— Nie znam go.
— Chciałem powiedzieć z panem Leroux — odpowiedział Paweł, domyśliwając, że prawdziwe nazwisko Hornera było służącej nieznanem.
— Ach! pan Leroux... A, jeżeli pan chciałeś się z nim widzieć, to już za późno.
— Odjechał! — zawołał Paweł.
— Tak, jak pan mówisz... niedawno, o trzeciej godzinie z swoim przyjacielem i małą panną w pięknym powozie!... a gdybyś pan widział pocztyliona i konie!... cała dzielnica była w oknach. Jeżeli chcesz pan jechać za nimi, to radzę panu pospiech.
Paweł opuścił głowę, służąca patrzyła na niego ciekawie.
— A, teraz pana poznaję: byłeś pan już tutaj?