Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mu się z najżywszem zajęciem.
Ostatni mimowolny sprawca nieszczęścia, którego jedyną, i prawdziwą przyczyną była nieprzezorność Pawła Mercier, był właścicielem kabryoletu.
Kilkanaście minut wystarczyło, aby lekarz nabył przekonania, że młodzieniec nie doznał przy upadku żadnego silnego skaleczenia i rzekł:
— Ach mój młody przyjacielu, możesz mówić o szczęściu: każdy inny na pańskiem miejscu byłby sobie ręce i nogi połamał. Lecz pan możesz iść dalej na przechadzkę.
— Mój panie — rzekł do Pawła młody elegancko ubrany mężczyzna — byłbym niespokojny, gdyby pana spotkało jakie nieszczęście, a jeszcze do tego przezemnie sprowadzone, chociaż nie mogę sobie zrobić zarzutu nieuwagi. Oto moja karta, proszę mię odwidzić, jeżeli będę mógł panu w czem usłużyć, będzie mi przyjemnie, gdy będę mógł być panu pomocnym.
Obłocone i wytarte suknie Pawła zdradzały ubóstwo. Młody bogaty mężczyzna dodał cicho i z obawą, aby nie obrazić uczucia młodzieńca:
— Ten nieszczęsny wypadek podarł panu suknie, słuszna więc abyś mi pozwolił, wymienić je na inne.
Nie czekając odpowiedzi Pawła włożył mu wraz z kartą sakiewkę, opuścił aptekę i odjechał.
Zarumieniony że wstydu oddalił się Paweł, lecz odszedłszy sto kroków stanął przed oświeconemi oknami magazynu i wyjął z kieszeni otrzymaną kartę i sakiewkę. Na karcie było wypisane arystokratyczne imię, sakiewka zawierała sześć sztuk złota.