Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w twarz i było widać na niej znużenie, gdy wzruszonym rzekła głosem:
— Ach co za przeszkody! Mur, jeszcze jeden... znów jeden i tak ciągle dalej.
— Mury niezniszczone?
— Nie.
— Nikt przez nie nie przeszedł od czasu jak je pierwotny właściciel opuścił?
— Nikt jeszcze.
— Dobrze. Cóż dalej?
— Nie mogę, zdaje mi się, że umrę ze znużenia.
Horner prowadził swe dzieło dalej i rzekł:
— Dalej, ja rozkazuję.
Nagle wydała Blanka okrzyk konwulsyjny, żaden z obecnych nie odważył się odetchnąć nawet; wreszcie rzekła jasnowidząca:
— Widzę wiele złota zakopanego od dawna; gdybym mogła brodzić w złocie, dostałoby mi do kolan.
— Nie widzisz pani żadnych drogich kamieni? zapytał Horner, którego głos drżał ze skąpstwa i chciwości.
— Jest także skrzynia pełna rubinów, szmaragdów i dyamentów.
— Wiesz pan dosyć? zapytał Horner.
— Obudź ją pan, dziś jeszcze jedziemy tam extrapocztą.
— Nie obawiasz się pan zwrócenia na siebie uwagi?
— Cóż to szkodzi? Jedziemy jako bogaci ludzie dla przyjemności. Bądź pan w przeciągu trzech