Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dół i wydał krzyk przerażenia, skoro poznał Blankę.
— Gdzieś ją pan znalazł? — zawołał natychmiast.
— Chodź pan, chodź, musisz pan być świadkiem jej kary na którą zasłużyła.
— Gadanina! ona w niczem na karę nie zasłużyła — odpowiedział Rodille, wstępując do pokoju doktora. — Ja sam ją uprowadziłem i w zamknięciu trzymałem. Miałem zamiar z nią się ożenić, lecz teraz musi moja miłość milczeć, w obec wyższych względów, zwłaszcza w obec szczęścia nas obydwóch.
— Idzie więc o miliony?
— Jak powiedziałem, o miliony zagrzebane od wieków.
— Cóż mnie do tego?
— Musisz pan Blankę zamagnetyzować i dać jej polecenie, aby odgadła, w której części zamku starego leży ukryty skarb i jak można się do niego dostać.
— Ja to natychmiast zrobię.
— Nie, ona musi wprzód kilka godzin wypocząć. Teraz jest tak na ciele, jak i na duchu zanadto zmęczoną. Będzie i jutro jeszcze czas. Połóż się pan do łóżka i ja prześpię się na tem poręczowem krześle, a jak sądzę spokojnie i swobodnie do jasnego dnia.

XXXIV.

Na drugi dzień rano ciekaw był doktor wielce otrzymać od jasnowidzącej wiadomość o wzmiankowanych skarbach: pospieszył zapukać do drzwi Blanki, polecić jej ubrać się i przyjść do salonu.