Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To niepodobna — odpowiedział Rodille uśmiechnąwszy się.
— A to dlaczego?
— Bo tu idzie tylko o rzecz, która mnie dotyczy, nie uważam zatem kochany Laridonie, iżby było potrzebnem abym zaspokoił twoją ciekawość.
Laridon nie odpowiedział, lecz zmarszczył czoło z wyrazem niezadowolenia, a potem pomyślał:
— Aha! ty się obchodzisz ze mną jak z murzynem, ale poczekajno Rodille! Upokorzę ja ciebie! Przyjdzie chwila, że ci będę mógł odwetować, może nie rychło, to prawda, lecz w tem już moja rzecz; aby kreska na cię przyszła!
Pomyślawszy tak, wstał z krzesła, wziął kapelusz do ręki, skłonił się Rodillemu z udaną uprzejmością, a potem mimo dość wytwornego ubrania udał się do brudnej knajpy na ulicy Chantre, gdzie codziennie kilka godzin zwykł był przepędzać.
Gdy Rodille sam pozostał, dobył kluczów i otworzył niemi żelazną skrzynię przy biurku stojącą. Ze skrzyni wziął okładzinki do rąk, a otworzywszy je rozwinął w czworo złożony papier i czytał go może po raz setny w życiu. Papier ten nie był nic innego, jeno własnoręcznie przez Andrzeja Bernard a raczej barona Viriville pisany testament, który przed czternastoma laty w nocy dokonanej zbrodni zrabował był.
Opuśćmy teraz na chwilę dom, gdzie była kancelarya Rodillego, a udajmy się do pomieszkania doktora Hornera. Znamy od dawna część ogrodu, kędy przechodziła publiczność udająca się po radę