Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żałem pana za człowieka rzetelnego, lecz odtąd mam wszelką podstawę myśleć przeciwnie.
Oblicze Rodillego przybrało surowy wyraz, i zdawało się, jakoby się chciał porwać na młodego człowieka; wnet jednak odzyskał zwykłą sobie spokojność i rzekł zimno:
— Więc pan myślisz że go chcę oszukać?
— Tak jest, panie.
— Od tego czasu masz pan we mnie śmiertelnego wroga.
— O to wcale nie dbam.
— To się okaże. Mówisz pan i czynisz jak nierozsądny. Mówisz pan, o jakichś sidłach, to dobrze, to pana zgubi. Słuchajże pan zatem: pańskie pretensye do owego spadku, które uważałem za słuszne, nic teraz nie znaczą, a ja chciałem pana odwieść od naszego układu, któryby mię zniszczył.
— Dowiedź pan! Minął już czas, kiedy mi pańskie słowo dawało na zawsze zapewnienie.
Rodille wziął z szafy dwie kartki stemplowanego papieru, na którym były podpisy jego i Pawła.
Gdy Paweł rękę po nie wyciągnął, usunął je Rodille z szyderskim uśmiechem mówiąc:
— Stój! panie Mercier, gdzie panuje podejrzenie, to słusznie powinno ono być w obydwóch stronach. Zapominasz pan, żeś mi jest za ten dokument winien dwa tysiące franków, za których oddaniem otrzymasz pan te papiery. Chcę teraz spokoju. Możesz pan iść, ale nie masz co robić w mojej kancelaryi. Pańską pensyą w kwocie sześćdziesięciu franków za ten miesiąc zatrzymuję jako