Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Cóż to się wydarzyło? zapytał Rodille zadziwiony.
— Do stu dyabłów, coś nader szczególnego! Wydarzają się rzeczy wcale niepojęte, a w końcu podstawa ich jest przecież widoczną. Tutaj jednak brak, mi wszelkiego gruntu. Rozważ pan tylko, interesują się mną, śledzą moich kroków i mieszają się do moich interesów.
— Ale któż to?
— Tego nie wiem.
— No to przynajmniej musisz pan mieć na kogoś podejrzenie?
— I tego nie. Siedzę w myśli i szperam, i nie znajduję nikogo, na któregobym mógł wskazać.
— Cóż się właściwie stało? Powiedz mi pan bo dotychczas nie wiem o niczem.
— Czytaj pan — odpowiedział Horner, podając ten sam list Rodillemu, którym go tenże do kawiarni zaprosił.
Urwisz czytał pozornie z największą uwagą kilka wierszy, odpowiedział na koniec:
— I czegoś się pan ważnego stąd dowiedział?
— Wcale nic.
— Jakto?
— List ten, bez podpisu, był niczem innem, tylko niedobrym żartem, albo łapką.
— Ależ w jakim celu.
— Albo aby mię na dudka wystrychnąć, albo jak sądzę, aby na mnie zastawić sidła, w którebym popadł.
— To zdaje mi się wcale nieprawdopodobnem.