Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zaprowadź mię pan do niego, on oczekuje mię pewnie z taką samą niecierpliwością, jak ja go widzieć pragnę.
Zamiast odpowiedzi postawił Rodille świecę woskową na boku, przysunął krzesło, usiadł i rzekł najspokojniej:
— A teraz moje dziecię, mówmy otwarcie...
— Ależ mój panie — przerwała mu Blanka — na to nie ma czasu i jak panu wiadomo, nie po to tu przyszłam, lecz aby widzieć Pawła i pielęgnować go.
— Tylko nieco cierpliwości, mamy dosyć czasu, bo nikt tu panią nie oczekuje, moje dziecię.
— Jakto, nikt mię nie oczekuje tutaj?
— Tak jest!
— Paweł przecież wie, że musiałam panu towarzyszyć?
— Ani słowa.
— Dlaczegożeś pan powiedział, że przychodzisz od niego?
— Bo prawdopodobnie pani inaczej nie przyszłabyś.
— O, wystarczyło powiedzieć mi, że Paweł ranny, że cierpi, a byłabym poszła z panem na koniec świata. A może obawiasz się pan aby zbyt wielka niespodzianka jemu nie zaszkodziła; więc dobrze, przygotuj go i powiedz mu że ja tu jestem!
— Ależ moja kochana — odpowiedział Rodille ze złowrogim uśmiechem — nikt tu na nas nie czeka.
— Jakto?
— Pani myślisz, że on tu jest, a ja panią za-