Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie trzeba mi podpory, będziesz pan widział jak silną jestem! Jakżebym mogła się zmęczyć, gdy Paweł na mnie czeka!
I nie zważając na to, że kolczaste krzaki darły jej suknię, biegła ku drzwiom ogrodowym. Gdyby Rodille wskazał jej teraz przepaść i powiedział: „Paweł jest na dole“ toby się bez wahania w przepaść rzuciła. Teraz szedł on za nią, trąc ręce zadowolony, życząc sobie sam łotrowskiej zręczności.
— Nie wątpiłem o skutku, lecz ani myślałem, że pójdzie tak dobrze i łatwo.
Blanka nie szła lecz biegła przez ogród; na ulicy odwróciła się i zapytała:
— W którą stronę?
— Mam powóz — rzekł nędznik, otwierając drzwiczki od fiakra — proszę siadać.
— A to jeszcze prędzej przyjedziemy! — zawołała radośnie.
— Dokąd, obywatelu? — zapytał woźnica.
— W kierunku de l’Etoile.
— Do piorunów, to daleko.
— Najszybszym kłusem! Dziesięć franków na piwo.
— A to dobrze — odpowiedział woźnica popędzając konie.
— Kiedy będziemy przy nim?
— Za godzinę.
— Mój Boże, jakże to długo.
— Cóż chcesz moje dziecię, ja mieszkam na drugim końcu miasta.
— Lecz pan jesteś pewnym, że gorzej nie będzie.
— Nie ma obawy.