Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kowoż ciężko rannym. Kazałem go zanieść do mego domu, zawołać lekarza, który mię uspokoił, bo muszę wyznać, że mię to bardzo przeraziło — a jeżeli ta noc przeminie bez febry, to Paweł będzie jutro tak jakby zupełnie zdrów.
— Lecz dziś w nocy może mu grozić niebezpieczeństwo?
— Nie mogę zamilczeć, że mimo pomyślnych znaków smutny wypadek zajść może. Gdy młodzieniec odzyskał przytomność, dał mi znak abym oddalił lekarza, a gdyśmy zostali sami wyjawił mi swą miłość i prosił mię abym poszedł tu do doktora Hornera, powiedział pani co go spotkało i błagał, abyś pani przyszła do niego.
— Paweł chce mię widzieć? — zawołało dziewczę.
— Dręczy go tęsknota za tem szczęściem. Czyż pani odmówi czuwać ze mną nad nim przy jego łożu i jako dobry anioł oddalać od niego niebezpieczeństwo?
— Odmówić, ja? ja miałabym mu odmówić, gdy on mię woła? O to byłoby strasznem. Chodź pan, chodź pan, prowadź mię do niego! Miałeś pan słuszność nazywając się naszym prawdziwym przyjacielem.
Rodille osiągnął swój cel, a ciemność ukryła jego szatański uśmiech, jakim śmieje się dyabeł w którego sidła jaki człowiek niepowrotnie został wmotany.
— Chodź pan, chodź pan! — mówiła Blanka.
— A więc chodźmy i przyjm pani me ramię, jeżeliś znużona.