Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dziś rano płakałaś pani bardzo.
— Tak to prawda, czułam się bardzo smutną, bardzo nieszczęśliwą; lecz teraz minął już smutek i zaledwie go sobie przypominam.
— Lecz musisz sobie przypominać, moja droga Blanko, co wycisnęło łzy twoje.
— Pan chcesz to wiedzieć?
— Tak jest.
— Słuchaj więc. Najprzód wiedz pan; że mam starą biblię. Nie prawda, mój przyjacielu, że pan cenisz biblię bardzo wysoko?
— Któżby tej księgi, od wszystkich uświęconej nie szanował? tej księgi, która nam myśl i wolę Boga objawia?
— To prawda, to prawda, szeptała Blanka, uszczęśliwia mnie to, że słyszę pana to mówiącego; lecz nie każdy myśli tak o tem jak my.
— Cóż dalej, proszę.
— Ta książka jest mi bardzo drogą, bo była ona własnością mego ojca, który ją wysoko cenił, jest to spadek naszej rodziny, a gdy patrzę na tę starą księgę, to zdaje mi się, że ona mi mówi, że chociaż jestem sierotą, to przecież miałam kiedyś rodzinę.
Blanka przerwała aby otrzeć łzy.
— Dziwnem zrządzeniem losu dostała się ona znowu w moje ręce. Wszelkimi sposobami starałam się ją ukryć przed oczami doktora: dziś jednak, gdym właśnie z drogą księgą w ręku na to miejsce udać się zamierzała, chciało nieszczęście, żem się we drzwiach domu z doktorem spotkała, myślałam,