Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nek. Blanko, chcesz być moją żoną?
— Pańską żoną! jestże to możliwe Pawle?
— Zupełnie, skoro tylko pani zezwoli.
— O, odemnie to nie zależy.
— Od kogóż więc?
— Od doktora.
— On nie jest ani ojcem pani, ani krewnym, ani opiekunem. On nie ma prawa do pani, pani jest własną władczynią swego serca, swej ręki; pytam panią na nowo i zaklinam na kolanach, dasz mi pani swe serce i rękę.
— Moje serce należy do pana, i kocham pana jak tylko kochać można.
— A pani ręka?
— Czyż jej pan nie masz, czy wzbraniam ją panu?
— Blanko, droga Blanko! Jak ja cię kocham! O pani będziesz szczęśliwą, przysięgam na Boga!
— Wierzę panu, i nic mię bardziej nie uszczęśliwi. Lecz dlaczego pan pierwej o tem nie mówiłeś?
— Nie miałem prawa wyznawać pani swą miłość, dopóki byłem ubogim.
— I cóżby to przeszkadzało?
— Nie, z pewnością nie; nędzę można znieść z poddaniem, lecz traci się odwagę na myśl, że posiadając kochaną kobietę, można ją pozostawić wdową bez chleba, opieki i nadziei. Widzisz więc, moja droga Blanko, że kochałem panią i ubóstwiałem, lecz wyznać jej tego nie mogłem?
— A dzisiaj?
— Dziś już co innego; jestem bogatym, albo