Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I nie spodziewałeś się pan nigdy, że pańska praca i wytrwałość wynagrodzone zostaną?
— Toby było głupotą, a nawet czemś jeszcze więcej. Moja praca nie mogła do niczego doprowadzić; niezaprzeczenie, jestem dobrym jurystą, cztery bowiem lata nad tem pracuję; ale stracony to czas, gdyż dla braku pieniędzy nie mogłem się wpisać i zapłacić należytość za egzamin i nie jestem ani doktorem, ani adwokatem i na zawsze niczem pozostanę.
— Jak w czarnem świetle przedstawiasz pan sobie przyszłość!
— Nie inaczej jaką jest.
— Nie spodziewasz się pan gdzie skąd jakiego spadku?
— Spadku, skądżebym go mógł dostać?
— Może po jakim krewnym.
— Jestem sierotą i nie mam ani rodziców, ani krewnych, w ogóle nie mam nikogo.
— O mój kochany przyjacielu! — zawołał Rodille po kilku minutach głębokiego milczenia — gdybym tylko mógł wypowiedzieć, jak mocno mię przejęła wiadomość o pańskiej przeszłości i jak słodko by mi było zobaczyć wreszcie pana szczęśliwym!
— Pan jesteś bardzo dobry i dziękuję panu za współczucie.
— Mów pan ze mną całkiem otwarcie, wymień mi pan sumę, której pan rocznie potrzebujesz do zupełnie niezawisłego życia i któraby pana szczęśliwym uczynić mogła.