Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mordercy atoli nie było. Okno było otwarte na małą uliczkę i niezawodnie tędy musiał uciec.
— On musi być niedaleko! — szepnął do siebie obcy. — Byłaby to niesprawiedliwość Boska, gdyby i tym razem udało mu się szczęśliwie uciec!
Zawołał potem na psa, który warcząc kręcił się po pokoju jak gdyby dawał do poznania, że jest bardzo rozgniewany. Położył się do nóg swego pana i spoglądał na niego z nadzwyczajną roztropnością, tenże wskazał psu okno i zawołał:
— Szukaj tu, Tristan, szukaj tu.
Brytan zaskomliwszy z radości dał potężnego susa i skoczył na okno. Wszyscy zbiegli się w około niego, ale Tristana już nikt więcej nie zobaczył, tylko echo powtarzało się od czasu do czasu, ilekroć gdzieś daleko zaszczekał.
Parę minut upłynęło wśród głębokiego milczenia, albowiem osoby były tem zajściem tak przerażone, że nie tylko nic jeden do drugiego nie mówił ale nawet trudno było usłyszeć ich oddech!
Ten ruch powszechny, ta okropna scena, której punkt wyjścia jeszcze niewiadomy, mocno przeraziły każdego; tymczasem zdziwił ich znowu nagły wystrzał a po nim bezpośrednio okrzyk śmiertelnej boleści i znowu nastąpiła cisza.
— O mój Boże, zlituj się! — zawołał obcy z wyrazem nieopisanej boleści. — Ten niegodziwiec zabił mego ostatniego, jedynego przyjaciela!
Teraz pospieszył on w stronę gdzie było okno, spuścił się przez nie na uliczkę i sam skierował swój bieg, skąd dał się słyszeć ostatni krzyk zra-