Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzać, abyś tego nie czynił. Ty sam zanadto jesteś rostropnym, by dopuścić się takiego głupstwa.
— Może być, że wcale nie obawiasz się o swe życie, ale ja mam jeszcze inny środek.
— A ten ma być?
— Gdy mię w ten moment nie usłuchasz, zaskarżę cię i każę aresztować.
— Co, przyjacielu? — zawołał z uśmiechem Laridon — rzeczywiście, ty ubolewasz nademną; ja stroję sobie z twej groźby żarty i wzywam cię, byś ją spełnił.
— Ah, ty wzywasz mię! — zawołał rozsrożony Rodille.
— Tak jest i sto razy tak!
— Po raz ostatni: Miej się na ostrożności!
— Czegóż mam się obawiać? nie mój najlepszy, ty mnie nie zaskarżysz, bynajmniej. Żandarmi, którychbyś tu sprowadził, wzięliby nas obydwóch. Oskarżyciel i oskarżony staną przed sądem naprzeciw siebie i ty doznasz wtedy większego potępienia aniżeli ja!
— Kłamiesz łajdaku!
— Ty sam wiesz, że to prawda. Gra naszych losów jest nierówna, gdyż mnie czeka więzienie a ciebie rusztowanie!
Rodille wzdrygnął się i cofnął się nieco w stecz pomrukując: — Rusztowanie!
— Sądzisz, że jestem ślepy, dlatego że zamilczałem? Sądzisz, że mnie nie wiadome straszne tajemnice twego życia? Już oddawna uważam, zbieram i jasną mi została tajemnica, którą się osła-