Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

poczynał na nowo swe poszukiwania po labiryncie ulic paryskich.
Dnie mijały, a nie przyniosły z sobą nic nowego. Bohatyr nasz chwilami tracił ducha i wszelką nadzieję. Zimny rozum począł w duchu nieszczęśliwego człowieka upominać się o swoje prawa i rozpędzał niespełnione marzenia.
Zbliżyła się godzina, w której Vaubaron pojął, że jego przedsięwzięcie wcale nie jest rozumne. Zapytywał teraz samego siebie, czy może być, aby bez pomocy policyi mógł odnaleźć dziecię, o którem nawet nie wiedział, ażali się znajduje w Paryżu i czy jeszcze żyje. Zresztą sam się strzedz musiał, co także nie małą było przeszkodą w uskutecznieniu przedsięwzięcia.
Popadłszy raz w zwątpienie i straciwszy ducha, uczuł mechanik pierwsze napady moralnej słabości, która go łatwo do szaleństwa przyprowadzić mogła, jeźliby jaki niespodziewany wypadek temu nie przeszkodził. Pomimo tego nie przerwał swoich poszukiwań a raczej ciągłych i bezowocnych wędrówek. Szedł zawsze gdzie go oczy niosły, szedł tak długo, aż znużone nogi ciężaru ciała już dłużej dźwigać nie mogły. Niejednokrotnie minęła cała doba, w ciągu której ani razu się nie pożywił, bo nie czuł nawet najmniejszego głodu.
Pewnego popołudnia znużenie zmusiło go do wypoczęcia na ławce dwoma staremi drzewami ocienionej. Głowa mu zaciężyła i pochyliła się na piersi. Pomimo wrzawy ulicznej opanowała go niepokonana senność. Z tego sennego odurzenia zbu-