Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ulicę św. Jakóba, zkąd rychło potem znalazł się na gościńcu, który długością siedmiomilową cały Paryż otacza.
Vaubaron musiał przedewszystkiem pomyśleć o przebraniu się. Wstąpił do fryzyera, kazał sobie spuścić włosy i zgolić brodę, która od dnia uwięzienia go brzytwy nie widziała. Potem kupił sobie czapkę i starą bluzę. Przebrawszy się tak, poczuł konieczność pokrzepienia sił, napił się przeto wódki i zakąsił kawałkiem chleba.
Po tej skromnej przekąsce udał się znowu w drogę. Naprzód szedł dość daleko wyżej wspomnianym gościńcem a potem zbliżył się do rogatki Maine. Żaden wyraz nie mógłby opisać tego, co się teraz w jego duszy działo.
Vaubaron byłby ukląkł, aby panu Bogu za odzyskaną wolność podziękować, lecz dla mnóstwa ludzi nie mógł tego uczynić, gorące uczucie dobywało się z głębi jego piersi a usta szeptały cichą modlitwę:
— Boże mój, dzięki Tobie! A teraz udaję się do ciebie ukochana Marto. Ty nie żyjesz ale pamięć o tobie we mnie nie wygasła. Do twego grobu najpierw się udam. Ty mnie natchniesz, ty mi powiesz, co mam przedsięwziąć, abym moje drogie stracone dziecię odzyskał.
Zaledwie zbieg te słowa wyrzekł, wstrzymał się rażony wcale smutną myślą. Ten grób na którym chciał uklęknąć, który chciał skropić łzami, gdzież się znajdywał? Nie wiedział tego, a prze-