Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cznie, bez zwłoki chciałem przystąpić do rozwiązania tej zawiłej i niezrozumiałej zagadki, lecz dokonana ucieczka uniemożebniła wszystkie moje zamiary i czyni bezowocnemi wszystkie usiłowania. Oskarżony sam ubezwładnił mnie zupełnie!
W czasie tej rozmowy w kancelaryi sędziego, gdy w całym sądzie o niczem innem mowy nie było, tylko o ucieczce zbrodniarza, gdy po całem wielkiem mieście rozpierzchli się policyjni agenci szerzący wszędzie opisanie osoby zbiega, który bądź co bądź schwytanym być musiał, Vaubaron oddalał się od gmachu więziennego coraz dalej, krocząc śmiało mniej uczęszczanemi ulicami.
Opowiedzmy teraz w krótkości, jak się to wszystko stać mogło.
Wielkie było zdziwienie Jana Vaubarona, gdy dwaj żandarmi przekroczyli próg jego celi, za którą był zapłacił. Żandarmi oświadczyli mu, że ma się udać z nimi do sędziego śledczego.
Zdjęcie z rąk łańcuszków, do których noszenia już się był przyzwyczaił, spotęgowało jeszcze to jego zdziwienie. Śledztwo już dawno ukończone zostało. Czegóż więc mógł chcieć sędzia śledczy? Jakie nowe nieszczęście oczekuje go? Jaka nowa hańba ma go jeszcze spotkać?
Te pytania zadawał sobie mechanik idąc krętymi korytarzami gmachu więziennego. W końcu gdy stanął na najwyższym stopniu wschodów bardzo stromych i tak wąskich, że tylko pojedyńczo przejść można było, opanowała go myśl odzyskania wolności z taką gwałtownością, że tej żądzy w żaden