Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc pan zaprzeczasz rzeczywistej prawdzie, i daremnie walczysz przeciw niezbitym dowodom?
— Tak, ale te dowody winy są dla mnie dowodami niewinności. Jeźli mi pan raczy poświęcić godzinę czasu, to nie wątpię wcale, że mi się uda doprowadzić do tego, że moje zapatrywania podzielisz.
— Mów pan i bądź pewny, że cię będę słuchał z ciekawością i zadowoleniem.
Młody prawnik wziął się natychmiast do dzieła i rozwinął z nieporównaną bystrością i loiką już przedtem podczas rozprawy postawione zdanie, mianowicie, że Vaubaron jest tylko ofiarą zręcznego łotra, który sprawiedliwość ziemską w błąd wprowadzić potrafił. Adwokat przedstawił, że nieznany zbrodzień zakradł się do hotelu, zamordował spiącego starca narzędziem do mechanika należącem, że potem umknął oknem i zostawił umyślnie na balkonie guzaty sznur. Prawnik naprowadził dalej, że nikt inny tylko ten właśnie nieznany zbrodzień zostawił nieszczęśliwemu Vaubaronowi krwią zbroczone banknoty i że wreszcie zniknął, oddawszy głowę sprawiedliwego gilotynie, czem własną bezkarność i bezpieczeństwo okupił.
— Ten człowiek, a raczej potwór szydzi teraz ze sprawiedliwości — dodał młody człowiek — więc niech go pan szuka, bo on jest i Vaubaron nie kłamał. Gdy go pan wynajdziesz, to będziesz miał w ręku prawdziwego zbrodniarza.
Po tych słowach nastąpiło długie milczenie. Urzędnik zwiesiwszy głowę i zmarszczywszy czoło