Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ręce krwią były zbroczone.
Tą myślą dręczony powziął młody człowiek wielkie postanowienie. Poszukał sędziego śledczego dla sprawy Vaubarona, lecz nie w kancelaryi, ale w tegoż prywatnem pomieszkaniu.
— Bądźże mi pan na miłość Boską pomocnym! — rzekł doń — ja jestem najbardziej udręczonym człowiekiem na świecie i nie odzyskam spokoju pierwej, niż pana na moją stronę pozyskam.
— O cóż tedy chodzi?
— Chodzi o obwinionego, którego broniłem i jeszcze bronić będę.
— O Jana Vaubarona?
— Tak jest.
— Podziwiam pański trud i wytrwałość, lecz jedno i drugie jest rzeczą, zupełnie nieużyteczną.
— Dlaczego panie?
— Dlatego, że ten człowiek jest rzeczywiście winnym.
— Na mój honor — zawołał młody człowiek — przysięgam panu, że jest niewinny! Czy pan możesz sądzić, iżbym był zdolny podobną przysięgę złożyć, gdybym nie miał niewzruszonej pewności?
Sędzia śledczy patrzał na adwokata przez kilka minut i oblicze jego dotychczas zawsze spokojne przybrało wyraz który opisać trudno.
— Pan jesteś rzeczywiście głęboko przekonany — rzekł potem — widzę to jasno.
— Nie chodzi tu o przekonanie moje, ale o pewność niezachwianą. Pan uważa zbrodnię za rzecz dokonaną, a ja temu stanowczo zaprzeczam.