Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Na miłość boską, czegóż się pan spodziewasz i na co liczyć możesz?
— Liczę na rzeczy nieprzewidziane. Mam nadzieję, że te ciemności, które nas otaczają, promień światła oświeci. Zkąd ten promień przyjść może, tego nie wiem, lecz oczekuję go. Spodziewam się także, że rzeczywisty morderca przez jaką nieostrożność albo sam się zdradzi, albo go wyda który ze współwinnych. Widziano to już wiele razy i jeszcze nieraz coś podobnego się wydarzy.
— A jeśli z tego, czego się pan spodziewasz, nic a nic się nie ziści?
— W najgorszym razie położenie nasze po trzech miesiącach nie będzie gorsze od wczorajszego. Powtórzę znowu to co wczoraj uczyniłem a może znajdę skuteczniejsze słowa, któremi na słuchaczów lepiej niż wczoraj będę mógł wpłynąć.
Vaubaron pokiwał lekko głową.
— Czy pan o tem wątpisz? — zapytał adwokat — i nie masz zaufania co do moich sił?
— Nie wątpię ani o pańskiem sercu ani o zdolnościach, lecz w ciągu minionej bezsennej, w męczarniach przebytej nocy, myślałem wiele i rozważyłem moje położenie wszechstronnie. Otóż przyszedłem do głębokiego przekonania, że pańskie wczorajsze przemówienie cudów dokazało.
— Cudów! powtórzył zdziwiony adwokat.
— Sto razy powtórzę tosamo, boś pan, mówiąc o mnie, poruszył serca wszystkich słuchaczów, tak że przez przeciąg jednej godziny tak urzędnicy sądowi jak sędziowie przysięgli i cała publiczność