Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Cierpiący uczynił to i uczuł się zaraz rzeźwiejszym i mocniejszym.
— Pan jesteś prawdziwie moim duchem opiekuńczym — rzekł potem uśmiechając się smutnie — lecz cudów nie będziesz mógł zdziałać.
— Co pan tem chcesz powiedzieć?
— Nic innego, jak że wszelką nadzieję straciłem. Teraz po raz pierwszy widzę jasno moje położenie. Gdybym siedział na miejscu któregokolwiek z tych panów sędziów, to bez wahania się, bez najmniejszych skrupułów sumienia podobnie wydałbym wyrok śmierci. Zbrodnia wydaje mi się jasną jak dzień i zupełnie dowiedzioną. Nikt w świecie nie wierzy w moją niewinność prócz pana, mnie i rzeczywistego mordercy. Chyba tylko pan Bóg mógłby mnie ocalić, lecz nie chce tego uczynić, jak pan widzisz. Mój drogi panie, nie zadawaj sobie z obroną moją nadto wiele pracy, pozostaw nieszczęśliwego jego fatalnemu losowi i daj pokój niepotrzebnej walce.
— Przenigdy — odpowiedział żywo adwokat — pańskiego życia bronić będę jak mego własnego.
Vaubaron uśmiechnął się i rzekł:
— A na cóż to? Widzisz pan przecież, że nie mam żadnej nadziei, podobnie jak i pan żadnej mieć nie możesz.
W tej chwili posiedzenie na nowo otwarte zostało. Prezydent przemówił:
— Pan obrońca ma głos.
Pomiędzy słuchaczami zapanowała głęboka cisza, tak że można było słyszeć lecącą muchę.