Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— żadne podejrzenie na mnie paść nie może, nie mogę mieć przeciwko sobie żadnych dowodów.
— Tak mówił ten człowiek do siebie, lecz w tem się pomylił. Patrzyło nań oko opatrzności i wieczna sprawiedliwość oślepiła go, bo oto zewsząd powstają świadkowie przeciwko mordercy. Dowody o możności których ani nawet nie pomyślał, gromadzą się obficie. Tym sposobem stało się, że zupełnie zapomniał o guzatym sznurze do balkonu przywiązanym, który z brzaskiem dnia głośno począł wołać do ludzi:
— Tędy udał się morderca.
— Na banknotach, które z kasy barona zrabował, ślady krwi, których nie spostrzegł, wskazały winowajcę. Sąd wytropił go szybko, błyskawicą dostał się do jego pomieszkania i znalazł w posiadaniu jeszcze jednego krwią zbroczonego banknotu. Zarazem znaleziono na warsztacie dyament wielkiej wartości, który baron Viriville przed pięcioma laty nabył był u pewnego jubilera. Człowiek ten poznał sprzedany brylant i tożsamość jego zaprzysiągł. Po tem wszystkiem panowie sędziowie co do osoby zbrodniarza w wątpliwości wcale być nie mogą.
Vaubaron słuchał aktu oskarżenia, z którego niektóre ustępy wyżej naprowadziliśmy, z zupełnie zimną krwią, lecz w ciągu całego czytania oczy jego zwrócone były na krzyż Zbawiciela. Oblicze jego nie zmieniło się wcale, tylko powieki ócz jego zadrżały kilkakrotnie i nozdrza rozszerzyły się, co