Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i podał mu rękę, co niepospolicie żandarmów gniewało. Mechanik pochwycił rękę obrońcy i przytulił ją do ust z wyrazem najtkliwszej wdzięczności.
— Mój przyjacielu — rzekł prawnik do jednego z żandarmów — jestem obrońcą tego pana i mam z nim jeszcze do pomówienia, bądź pan przeto tak dobry i ustąp mi nieco miejsca między sobą a nim, proszę pana.
Wyobraziciel publicznej władzy oddał ukłon wojskowy i usunął się na bok na znak uszanowania i posłuszeństwa. Młody człowiek usiadł przy podsądnym, i rozmawiał z nim tak cicho, że nikt tego posłyszeć nie mógł.
— Jak że się pan masz dzisiaj?
— O wiele lepiej, za co Bogu i panu winien jestem podziękować.
— Więc ostania noc przeminęła spokojnie?
— Bez porównania z poprzedzającą.
— Nie spodziewałem się, abyś mógł usnąć.
— Spałem kilka godzin głęboko i spokojnie a we śnie zapomniałem o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
— Jesteś pan dzisiaj zupełnie takim, jakim go widzieć chciałem i przyznaję się panu, żem tego szczęśliwego zwrotu ani się spodziewał. Błagam pana, abyś zachował to usposobienie także przed sędziami i wydał się przed nimi pełnym szlachetnego poddania się a przecież odważnym i spokojnym. Powiedziałem panu już raz i jeszcze powtarzam iż jest potrzebnem, abyś się nie okazał małodusznym i nie unosił się gniewem. To tylko może