Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

który na mnie polega zupełnie.
Oczy młodego człowieka padły na zwierciadło, które naprzeciw wisiało. Przeląkł się bladości własnego oblicza i pomieszania, jakie na jego twarzy malowało się i wydało mu się to złą przepowiednią.
— Wyglądam jak pokonany! Ach, dlaczegóż nie spałem! Chociażbym jeszcze mógł się położyć, to gniotący mnie ciężar spocząć mi nie da, a tu nieco więcej siły i przytomności możeby Vaubarona ocalić mogły. Czuje się osłabionym, a w takim stanie nieszczęśliwego razem z sobą w przepaść pociągnę.
Ciężka słabość Vaubarona trwała przez czas dłuższy niemal aż do terminu ostatecznej rozprawy.
To krwawe zajście obudziło w najwyższym stopniu ciekawość publiczności. W salonie i na poddaszu, w warsztatach i szynkowniach, w pałacu i na targowicy, słowem wszędzie mówiono o podwójnej zbrodni i ciekawych jej spełnieniu towarzyszących okolicznościach. Powszechne zajęcie się tą sprawą rosło tem bardziej, że zbrodnię tak okropną popełnił człowiek, którego żywot dotychczas był nienaganny. Ledwie to można było pomyśleć o mechaniku, lecz niezbite dowody świadczyły o jego zbrodni z namysłem popełnionej.
Całe miasto oczekiwało z gorącą niecierpliwością na pełne tajemnic odkrycia, na zagadkowe zjawiska, jakie rozprawa za sobą przyniesie. Wiedziano bardzo dobrze o tem, że oskarżony chwycił się sposobu na zaprzeczaniu wszystkim zarzutom polegającego. Wiedziano o tem, bo w sądzie równie jak i w innych urzędach nie umiano dochować tajemnicy. Otóż dla