Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się dźwięcznym i doniosłym, oczy mu się iskrzyły i żywy rumieniec wystąpił na wybladłe policzki.
Vaubaron wzniósł drżące ręce do nieba, jak gdyby je przyzywał na świadka usprawiedliwionej rozpaczy, jak gdyby błagał o pomoc.
Była to wreszcie tylko krótka, przemijająca chwila wzruszenia i obudzonej siły, bo rychło potem głowa jego pochyliła się na piersi, ręce jego ugrzęzły we włosach, niewysłowiona boleść opanowała go, wybuchł głośnym płaczem a gorące, ciężkie łzy poczęły się staczać po skroni. Po kilku minutach atoli przewalczył sam przez się ten napad, mówią przecież ludzie że łzy sprawiają ulgę. Prawnik tymczasem milczał a łzy współczucia zaświeciły w jego źrenicach.
Vaubaron otarł oczy, zwrócił stroskany wzrok ku swemu obrońcy, pochwycił jego ręce i rzekł potem z wyrazem rzetelnego uznania:
— Dziękuję panu z całego serca, żeś mi przypomniał obowiązek, któregobym się był łatwo wyparł niegodziwie. Teraz nie chcę umierać, bo moja córka potrzebuje ojcowskiej opieki. Chcę znieść bez skargi wszystkie katusze, jakie mi przyszłość gotuje. Ta myśl zawsze mi dodawać będzie odwagi, w jakiemkolwiek znajdę się położeniu. Przyszłość moja leży w pańskiem ręku, nie dajże mnie pan zasądzić, lecz ocal mnie, zaklinam cię na imię mojej opuszczonej córki!
— Ocal mnie! — powtarzał Vaubaron coraz bardziej wzruszony, powstrzymując na nowo tryskające łzy i cisnąc rękę prawnika do zbolałego serca —