Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cię — czy tu jest więzienie mój panie?
— Nie, wcale nie, moja mała.
— Gdzie mój ojciec?
— Zaraz tu przyjdzie.
— Czy go tutaj nie ma? — Jeszcze go nie ma, lecz rychło przybędzie.
— Ja się boję, chcę go widzieć, on mnie uspokoi.
— Za kilka minut zobaczysz go kochana Blanko i nie masz najmniejszej przyczyny, dla czego byś się miała obawiać.
Rzekłszy to, Rodille otworzył drzwi ukryte w otapetowaniu tylnej ściany tej komnaty, za któremi pokazały się wschody do górnego piątra prowadzące. Po tych wschodach dostali się oboje do sypialni, która wcale ponurego wejrzenia nie miała.
Tu przechowano meble z dawnych lepszych czasów zeszłego stulecia. Znajdywało się tu łoże biało malowane ze złoconemi nogami i wysokim baldachimem, z którego spływały szerokie jedwabne kotary z deseniem przedstawiającym niebieskiej barwy pasterzy i różnobarwne owieczki.
Pod ścianami stały fotele w tym samym guście co łóżko, a na ścianie wisiało zwierciadło nad dwunożnym stolikiem, obok którego dwa ramienne lichtarze umieszczone były.
Podłogę zaścielał dobrze już podszarzały kobierzec.
— Nie prawda, że tu jest pięknie? — zapytał Rodille spostrzegłszy, że dziecię wszystkiemu z uwagą przypatrywało się.
— Tak jest, tu bardzo pięknie — odpowiedziała