Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ników Trutnia.
Używszy tego pilnika do przepiłowania okna w pomieszkaniu ojca Legripa, schował go Wicherek do kieszeni, wprawdzie pomimowolnie, lecz było to także jego naturą, że eskamotował wszystko, co mu tylko w ręce wpadło.
Młody urwisz natychmiast skrzesał ognia i zapalił świecę. Błysk światła rozjaśnił ciemnicę i uwidocznił dolne stopnie wschodów.
— Dobrze — rzekł — pójdę więc prosto wschodami na górę. Jak się zdaje, ojczulek Legrip mniej mi położył trudności na drodze, niż myślałem z początku.
Natychmiast poszedł wschodami na górę nie myśląc wcale o tem, że według wszelkiego prawdopodobieństwa te zapraszające wschody prowadziły do pomieszkania człowieka, którego w obecnem położeniu koniecznie uniknąć musiał.
Zresztą wstrzymał się bardzo prędko, bo żelazne drzwi zamknęły mu drogę.
Wicherek chciał je wprawdzie podważyć, lecz rychło przekonał się o tem, że do tego cała jego olbrzymia siła nie wystarczy.
Zasmucony tem bardzo, zlazł zwolna na dół i usiadł na wschodach. Rychło potem spostrzegł u pułapu dziurę zakratowaną, na którą Rodille nigdy wiele uwagi nie zwracał i zadrżał z radości.
— Tędy polezę — pomyślał — wyłamię kratę i polecę się łaskawej pamięci. Chciałbym widzieć twarz tego starego łotra, gdy po raz pierwszy zajrzy do piwnicy i spostrzeże, że ptaszek poleciał.