Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Legrip nie mało natrudzić, zanim mnie tu zawlókł i był niezawodnie pewny tego, że się ztąd w żaden sposób nie wydostanę.
Tak mówiąc Wicherek usiłował powstać, co mu się wreszcie z trudem udało. Powstawszy macał w około siebie, chcąc się upewnić co do objętości swego więzienia. Zaledwie dziesięć kroków postąpił, namacał wilgotny mur tylko tynkiem obrzucony.
— Znajduję się w piwnicy, to nie podlega wątpliwości, a piwnica zwykle mniej bywa strzeżona niż prawdziwe więzienie. Bogu dzięki, widziałem nie raz w teatrach doskonale komedye, w których ludzie z podziemnych lochów uciekają. Niejednokrotnie udawało się więźniom za pomocą tylko ćwieka przekopać chodnik, na jakie sto stóp długi i uciec szczęśliwie mimo uwagi brodatych strażników i ich niezliczonych kluczów.
Ja także ztąd się wydostanę, to pewne, lecz nie wiem jeszcze, jak mi się to udać może. Legrip może przyjść lada chwila na myśl uporania się ze mną, nie mam przeto czasu do stracenia. Ach! gdybym miał tylko kawałeczek świecy!
Pomimowolnie przeszukał kieszenie i wydał, a raczej stłumił okrzyk radości. Zobaczył, że ojczulek Legrip przez nieostrożność zapomniał przetrząść suknie swej ofiary. Wicherek szukając znalazł mnóstwo rzeczy, bez których złodzieje podczas nocnych wypraw obejść się nie mogą. Była tu skałka i krzesiwo, hubka i kawałek świecy. W końcu w głębokości bezdennej kieszeni znalazł także jeden z pil-