Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tkiem było odurzenie i obfity wylew krwi.
Nieprzytomność trwała może jakie trzy godziny, poczem za wpływem chłodnego powietrza w piwnicy, przyszedł do siebie. Oprzytomniawszy leżał jeszcze długo nieruchomy z rękami na piersiach skrzyżowanemi.
Wreszcie powoli podniósł się, a wzrok jego błądził po ciemnościach, lecz nie mógł poznać, gdzie się znajduje.
— Gdzie jestem? — zapytał w końcu siebie samego.
Chcąc na to pytanie odpowiedzieć, musiał skupić ducha i rychło przypomniał sobie ostatnie słowa Rodilla:
— Chybiłeś łotrze, lecz moja kula cię nie minie.
Przypomniał sobie wreszcie także strzał, który go powalił na ziemię i przyszedł do wniosku wcale niepocieszającego:
— Stało się, jestem zabity i pogrzebany.
Myśl taka była nadto osobliwą, niż aby mogła dłuższy czas postać w głowie. Wicherek rzekł też rychło uśmiechnięty:
— Co też ja nie myślę! A to bydlę ze mnie! Jeśli się jest umarłym, to się nie czuje bolów, o jakich moja biedna głowa opowiedzieć może, a jeźli się jest pogrzebanym, to leży się w wąskiej, ciasnej trumnie, która nielitościwie nos przygniata i nogom ruszyć się nie pozwala, a ja tymczasem mam aż nadto wiele miejsca do poruszania rękami i nogami. Tak! to niezawodnie, że żyję i znajduję się tylko w jakiejś przeklętej jak noc ciemnej dziurze. Musiał się ten zbrodzień, ten dobry ojczulek