Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szyi, a widąć się jeszcze w niebezpieczeństwie, padł na ziemię i począł garściami zimny piasek do głowy przykładać.
Po kilku minutach krew się uspokoiła i odzyskała bieg naturalny. Niebezpieczeństwo minęło.
Rodille podniósł zwolna głowę i warto było widzieć jak ten zatwardziały grzesznik począł teraz podobnie dziecięciu gorzkie łzy wylewać i wyć.
— Okradziono mnie — ryczał, dusząc się prawie — jestem zniszczony przez tego wyrzutka ludzkości, tego łotra, który mnie pozbawił złota, klejnotów, całego mienia, całej mojej sławy i radości. Wszystko zginęło i nic już więcej nie posiadam.
Temi słowy okłamał samego siebie w najlepszej wierze, bo mu jeszcze pozostała znaczna suma, którą przed kilkoma dniami baronowi Viriville zrabował i osobno przechował, jednakowoż obecnie tak był zmieszany i nieprzytomny, że o tem całkiem zapomniał.
Ten stan bandyty trwał dłużej godziny, w której powtarzał monotonnie i bezwiednie prawie powyższe słowa skargi i bólu. Nagle nastąpiła w jego usposobieniu zupełna przemiana. Oczy jego przestały zalewać się łzami połyskując teraz ponurym, dzikim ogniem, zniknęła rozpacz i twarz przybrała jakiś straszny, groźny wyraz. Myśl jakaś, szybka jak błyskawica rozświeciła ciemność jego ducha.
— Jeszcze nie mam czego rozpaczać — rzekł do samego siebie — ten łotr jeszcze nie mógł umknąć wraz z swoją zdobyczą. Z tej piwnicy nie ma innego wychodu, jeno temi wschodami nadto dobrze ubezpieczonemi, nie mógł ujść tak