Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nastał nowy dzień.
Rodille uczuł się mimo zahartowania znużonym, udał się do gabinetu, leżącego obok pokoju gdzie Blanka spała i rzucił się na materac. Przez dwie godziny spał snem twardym, poczem obudził się rzeźwym i pokrzepionym. Potem wyszedł z domu tak jak dnia poprzedniego i powrócił dopiero wieczorem właśnie w tej chwili, kiedy uśpiona Blanka obudzić się miała.
Pomijamy rozmowę nędznika z małą dziewczynką w której usiłował przekonać biedną, że musi być cierpliwą, chociażby ojciec nie rychło jeszcze odwidził ją i chociażby przez niejaki czas do matki wrócić nie mogła.
Uspokoiwszy dziecię, rzekł potem do samego siebie:
— A teraz byłoby na czasie sprawić pogrzeb temu nieborakowi, dla którego nie małym to być powinno honorem, że będzie pogrzebany w miejscu, gdzie się tyle skarbów znajduje. Jakby się ten urwisz nie cieszył, gdyby mógł wiedzieć o tem!
Rodille zapalił świecę i udał się do podziemnego lochu, gdzie było ciemno jak w grobie.
Stanąwszy na ostatnim stopniu piwnicy, zatrzymał się i badał wzrokiem przestrzeń światłem świecy oświeconą. Na twarzy jego malowało się zdziwienie i przestrach, który się wzmagał w miarę dłużej trwającego poszukiwania.
Po krótkiej chwili stał z wyciągniętą szyją, osłupiałemi oczyma i rozwartemi usty, podobny do człowieka, którego przestrach w bezduszny posąg