Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

głową niedowierzając. Wreszcie rzekł:
— Dobrze już, dobrze, lecz gdybym nie był uzbrojony i nie tu, ale w lasku bulońskim z wami się znajdywał, tobyście mi inną piosnkę zaśpiewali.
— Nie, nie, dobry ojczulku Legripie — zawołał Miodziuś — niech pan o nas tak nie myśli. Przysięgam panu...
Rodille przerwał mu słowy:
— Już dosyć tego i ani słowa więcej. Nie chcę was trudzić, abyście wyszli oknem, lecz oto są otwarte drzwi. Idźcież. Życzę wam dobrej nocy.
Obaj złoczyńcy zanadto byli zachwyceni tem, że mogą opuścić granice doniosłości strzałów pistoletowych, niż aby się dali prosić powtórnie.
Oddawszy ojcu Legripowi jak najgłębszy ukłon, wynieśli się czemprędzej i zniknęli w ciemnościach nocy.
Rodille zamknął potem drzwi, ubezpieczył okno, jak było można, a potem zbliżył się do trupa krwią zbroczonego.
— Patrzcie ten głupiec rzeczywiście nieżywy!
Nie było wątpliwości że Wicherek już nie żył, bo kula uderzyła w sam środek głowy a potok spienionej krwi zalał całe oblicze.
— Co ja do dyabła mogę z nim począć?
Na to pytanie nie łatwo moża było znaleźć odpowiedź.
Rodille nie mógł w żaden sposób wynieść trupa i oddać go na widok publiczny, bo taka nieostrożność pociągnęłaby za sobą ścisłe poszukiwania, co go teraz, po radości z odniesionego zwycięztwa,