Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

albo trzy dni nawet i mechanik w tym czasie nie potrzebował wstępować do żadnej oberży.
W pierwszych godzinach podróży, idący zdybali się wiele razy z żandarmami z naciągniętemi kurkami czyhającymi i z tłumami wieśniaków, którzy w cepy i widły uzbrojeni byli.
— A, to wy ojcze Maló? — mówili wtenczas jedni lub drudzy — a kogoż to prowadzicie ze sobą?
— Ach! kochani ludzie — brzmiała natenczas odpowiedź — idę za tem samem, czego i wy szukacie. Tak, idę na polowanie, bo trzysta franków to nie lada jaka nagroda i warta zaiste, aby nie żałować trudu i wziąć nogi za pas.
— A gdzież macie swego psa?
— Ach! tego biednego zwierzęcia już nie obaczycie więcej.
Potem opowiadał Guern słuchaczom, co zaszło w nocy na brzegu rzeki Penfeld. Potem następowało pożegnanie. Jedni drugim ściskali ręce i życzyli szczęścia.
Gdy noc zapadła, obydwaj ludzie zrobili najmniej pięć mil drogi i zbliżyli się do jakiejś wioski. Maló rzekł:
— Miałem zamiar pożegnać pana dziś wieczorem, lecz zostanę do jutra. Mam w tej wiosce krewnego, który utrzymuje gospodę. Wstąpimy do niego i przenocujemy. Pan pożywi się, odpocznie i nabierze sił, których mu koniecznie potrzeba, bo pamiętaj pan dobrze: zanim zrobisz trzydzieści do czterdzieści mil, nie możesz wstąpić do żadnej oberży. Pan nie masz żadnych papierów, a oberżyści są