Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się rano obudził był zupełnie czerstwy i rzeźwy.
— No! — rzekł Guern do mechanika — gdyś pan już zupełnie przyszedł do siebie, to jest na czasie, abyś pośniadał a potem myślał o podróży.
— O podróży? zapytał mechanik — jakto, teraz w dzień?
— Tak, bo to mniej niebezpieczne. Człowiek idący w południe ludną ulicą mniejsze budzi podejrzenie, niż ten, kto idzie o północy i ukryć się stara. Zresztą pójdę z panem spory kawał drogi. Obecność moja będzie miała dla pana większą wartość, niż najformalniejszy paszport, bo moja osoba w całej okolicy dobrze jest znajoma.
Skoro tylko skromne zjedzono śniadanie, Maló wziął się natychmiast do przebrania swego gościa zamieniwszy dotychczasowe jego ubranie na odzież wieśniaczą. Nasadzony na głowę kapelusz słomiany uzupełnił resztę. Vaubaron przyglądnął się w zwierciadle, ostatnim świadku dawniejszej chęci przypodobania się Marycy, i znalazł wszystko w należytym stanie.
Chwila rozstania zbliżyła się.
Bohatyr nasz chciał się podzielić z małżeństwem tem, co miał, ale Maló Guern na to w żaden sposób przystać nie chciał i zaledwie dał się nakłonić do przyjęcia drobnostki na flaszkę wódki i moszczu. Około godziny ósmej rano wyruszyli w drogę. Każdy z nich dźwigał wiązkę chrustu na plecach. Vaubaron miał oprócz tego torbę, a w niej resztkę pytlowanego chleba, ćwiartkę cielęciny i placek kukurudziany. Zasób ten łatwo wystarczał na dwa