Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kilka łojówek grożących zgaśnięciem co chwila.
Przy małym stoliku w kącie izby siedziało dwóch mężczyzn żywo lecz po cicho rozmawiających ze sobą. Jeden z nich był to wysoki drab w niebieskiej bluzie, zaopatrzony w tułów i grzbiet Herkulesa, drugi zaś był dość przystojny i dosyć porządnie lecz bez gustu ubrany.
Znamy tych ichmościów już dawno, bo nie był to nikt inny jeno Miodziuś i Rypcio.
— Myślę — rzekł Rypcio do swego towarzysza — że ten Wicherek za długo każę czekać na siebie.
— To pochodzi ztąd, że on wszystko czyni z zastanowieniem, a zresztą kazał nam przyjść o godzinie jedynastej, więc nie każe nam czekać, lecz owszem myśmy przybyli zawcześnie.
— Jesteś że ty pewny, że on nie działa przeciwko nam podstępnie?
— Co ci nie przychodzi do głowy? Jaki dyabeł podaje ci takie myśli?
— Sadzę tak ze stosunku jego z tym starym psem Legripem.
— W jakimże celu mógłby użyć podstępu?
— Aby nas pchnąć w otchłań, zkąd nie wyjdziemy zdrowo.
— Cóżby mu z tego przyszło?
— Pytasz, coby mu z tego przyszło? Każe sobie po prostu staremu za to zapłacić.
Miodziuś wzruszył ramionami.
— Wielki osioł z ciebie, mój kochany Rypcio! Nie poznaję cię dziś wcale. Wicherek jest poczciwym, dzielnym towarzyszem, ręczę za to głową, a