Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak jest. Po drugiej stronie rzeki zabił mego Smoka pchnięciem noża.
— Dobrze, dobrze! Do widzenia bracie Maló. Pójdziemy za śladem. Dalej na koń!
Jeźdźcy wsiedli na konie i pospieszyli kłusem. Rychło odgłos kopyt zgubił się w dali.
Maló Guern wszedł do chaty.
— Ten człowiek nie może o czem innem myśleć — rzekł Vaubaron do samego siebie — jeno o tem, aby mnie zdradzić i zapewne żałuje swej niewczesnej wspaniałomyślności. Suma jaką może otrzymać, jest zanadto wielka, niż aby się mógł nie pokusić.
Vaubaron poruszył się na łożu. Maló zbliżył się i zapytał:
— Czy pan jeszcze spisz?
— Nie śpię już — odpowiedział mechanik.
— Czy słyszałeś żandarmów?
— Zapewne.
— I przeląkłeś się niemało, ale bądź spokojny, bo nie tak rychło powrócą. Możesz pan wyjść i pożywić się nieco. Maryca stoi na czatach.
Vaubaron zwlókł się z trudnością. Był zmęczony i czuł ból w ramieniu, które napuchło. Siadłszy do jedzenia zapomniał o wszystkiem.
— To jasne jak słońce — przemówił Guern po chwili. — Pan jeszcze potrzebujesz spokoju i musisz do jutra pozostać. Zresztą bezpieczeństwo tego wymaga, bo najmniej do środy wszystkie wsie okoliczne będą na nogach.
— Rozumiem — pomyślał Vaubaron — chce mnie zatrzymać, aby zyskać na czasie a potem zdradzić.>