Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ach! wódka to arcywyborny środek — odpowiedział z głębokiem przekonaniem Maló Quern — który nawet umarłych wskrzesić może.
Vaubaron podniósł się i otworzył oczy. Pierwszy jego wzrok padł na człowieka obok stojącego, którego dziki wyraz twarzy jaśniał w oświetleniu niedogarka łojówki.
Mechanik zapytał nieśmiało:
— Kto pan jesteś?
— Jestem onym człowiekiem, któregoś przed godziną z wody wyciągnął.
— Mój prześladowca! — zawołał zbieg pomimowolnie.
— On sam, ależ mój Boże! Niech to pana nie zadziwia. Wykonałem moje rzemiosło i nic więcej. Zarabiam na kawałek chleba goniąc za zbiegłymi skazańcami.
Vaubaron nie mógł ukryć przestrachu.
— Jak to? — zapytał trwożliwym, drżącym głosem — wiec pan wiesz...?
— No tak, wiem, że przychodzisz z tamtąd z dołu — przerwał mu Maló Guern wskazując ręką w kierunku miasta Brest. — wiem, żeś się pan ze strażnikami więziennymi wcale niegrzecznie obszedł, wiem, w końcu, o co rzecz chodzi.
— Stało się więc! — wyrzekł zbieg rozpaczliwym głosem wzniósłszy ręce ku niebu, jakby wzywał Boga na świadka tego ostatecznego ciosu — pójdźmy! Wszystko się skończyło i jestem zgubiony!
— Zgubiony? — powtórzył Maló Guern — a to dlaczego?