Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jest moim zbawcą, jest naszym gościem, jest dla nas świętym i nietykalnym. On mi złe dobrem zapłacił, na nas wiec przyszła kolej, abyśmy mu dobre dobrem odpłacili.
— Co ty mówisz? Ty Maló Guern chcesz ocalić zbiega? — zapytała zdziwiona Maryca.
— Tak jest, chcę tego, chociażby to niebezpieczeństwem życiu memu zagrozić mogło w razie potrzeby! — odpowiedział mąż w szczerem uniesieniu.
Żona zastanowiła się chwilkę.
— Dalipan mój mężu, to co teraz mówisz, zastanawia mnie wprawdzie, lecz widzę, że masz zamiar szlachetny. Tak jest. Powinniśmy go wydobyć z biedy, lecz jakże z tem poczniemy sobie?
— Tego na razie jeszcze wiedzieć nie mogę, lecz to się da zrobić i musi nam się udać, jak żyw jestem. Najprzód musimy go do życia przywołać. Podaj mi tu flaszkę z wódką.
— Oto masz.
Mąż wziął z ręki żony zielonawą, do połowy odrażającą wódką, napełnioną flaszkę, woniejącą alkoholem już z daleka. Potem rozwarł silnie zamknięte usta Vaubarona i wlał mu kilka kropel tego ostrego napitku.
U każdego, kto nie był przyzwyczajony i nie posiadał spiżowej gardzieli, skutek takiej kuracyi musiał być doraźny.
Ciało Vaubarona drgnęło na łożu, na którem go złożono.
— Przychodzi do siebie — szepnęła Maryca.